wtorek, 18 listopada 2014

1. Nie chcę być sam.

Ohayo ~! Dziękujemy że tak często odwiedzacie naszego bloga, za niedługo będzie 1.000 wyświetleń. Nawet nie wiecie ile to dla mnie i Aoi znaczy. Żeby nie przeciągać zapraszam was na nowe opowiadanie, mam nadzieje że się wam spodoba. ~! Zapraszamy do komentowania. !

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Mori wylądował o północy na cmentarzu. Przyciągnął się po chwili chowając skrzydła. Jego długie do pasa włosy skróciły się do ramion. Czarna szata zmieniła się na wytarte jeansy i bordowa jak krew koszulkę. W ręku trzymał skórzana kurtkę.
- Pora się zabawić - mruknął i uśmiechnął się zadziornie. Myślał że jest sam na cmentarzu jednak grubo się pomylił. Mały blondynek w wieku 15 lat, z dużymi zielonymi wręcz głębokimi oczami kierował się w stronę cmentarza z dość smętną miną, może to już rok, ale nadal czuł ogromny ból i pustke. Przed północą dokładnie o 23.49 zmarli jego rodzice dokładnie rok temu, on akurat wtedy był w szpitalu pod opieką lekarską, miał bardzo słabe zdrowie, ale już było lepiej, nawet o wiele. Stanął przed grobem swoich rodziców z różami w dłoniach jak i zniczem, klęknął zapalając znicz, na obu położył również róże. Wstał zmawiając modlitwe, gdy skończył wybiła północ i poczuł mocny wiatr. - Hu?. Mori nie spodziewał się zobaczyć kogoś na cmentarzu a tym bardziej dziecka. W sumie słodkie stworzenie.- Mhm.. Kogo my tu mamy. Mała owieczka zabłądziła? - Zapytał ciepło. Musiał udawać miłego by zyskać zaufanie chłopca, nie wiedział dlaczego, ale czuł że ta dusza jest lepsza od innych. - Nie boisz się sam po ciemku po cmentarzu chodzić? Twoi rodzice będą się martwić - powiedział z udawaną troską w oczach. Chłopiec miał już uciekać, krzyczeć, rzucać czym popadnie. Jednak słysząc ten ciepły głos poczuł się tak miło.. Spojrzał na mężczyzne zaraz mocno się rumieniąc. Był.. po prostu nie do opisania. - A-Ano.. Przyszedłem właśnie do rodziców. Zginęli rok temu, kiedy ja byłem w szpitalu. - Blondynek nie wiedział dlaczego powiedział tak bardzo istotną rzecz nieznajomej osobie, nie rozmawiał z nikim na ten temat, nawet z panią psycholog. Upadły Anioł spojrzał na niego i pogłaskał go po głowie.- Przykro mi cukiereczku. Chodź odprowadzę cię do domu. To niebezpieczne kręcić się tak po okolicy. Jeśli chcesz możesz po kogoś zadzwonić jeśli nie chcesz wracać ze mną. - powiedział. Już czuł, że chłopiec coraz bardziej mu ufa, chociaż znają się kilka minut. Blondynek czując jego miły gest zarumienił się tylko mocniej. - D-Dobrze.. Nie mam do kogo zadzwoić, j-jestem sam. - Położył dłoń na ramieniu patrząc w bok zawstydzony mężczyzną, czuł sie przy nim przyjemnie i tak ciepło, nie podejrzewał że ktoś tak miły mógłby być zły. - P-Przepraszam, zapomniałem sie przedstawić. J-Jestem Year. - Ciągle się jąkał z zawstydzenia, które potęgowała myśl że mężczyzna może go odprowadzić. - Uroczy z ciebie chłopiec Year. Jestem Mori i jeśli pozwolisz odprowadzę cię do domu. Będę czuł się lepiej wiedząc, że bezpiecznie dotarłeś do domu - wyciagnął do niego dłoń.
- To jak? Oh pewnie zmarzłeś - Zdjął swój płąszcz i otulił nim chłopca.
- Jest zimno a ty tak nie ubrany - skarcił go czule. W duchu śmiał się z naiwności chłopca. Jeszcze kilka razy niby przypadkiem na siebie wpadną i chłopak sam do niego przyjdzie. - Dziękuję Panie Mori. - Zakrył twarzyczke w jego płaszczu zaraz przyjmując skarcenie dużym rumieńcem i tylko mocniejszym zawstydzeniem. - J-Jest pan kochany. - Spojrzał na niego jednak szybko nie wytrzymał jego wzroku i spłoszony spojrzał w bok. Jego serce biło jak szalone, pierwszy raz był w takiej sytuacji. - Ch-Chodźmy. - Szepnął cichutko ruszając w stone wyjścia cmentarza.


Demon chwycił jego dłoń i owinął wokół swojego ramienia. - Prowadz malutki - Szli powoli, mężczyzna co jakiś czas poprawiał mu płaszcz szczelniej go owijając. - Na pewno trudno ci jest mieszkać samemu. Jeśli mogę jakoś pomóc, to chętnie to zrobie, nie musisz się mnie wstydzić ani bać. - pogłaskał go po głowie. Blondynek gdy tylko szedł z nim pod ramie nie mógł opanować bijącego serca, dostawał wręcz istnych palpitacji. - T-Trochę smutno mi jest samemu.. D-Dobrze Panie Mori, nie boję się pana. - Uśmiechnął się rozkosznie czując ten gest, było mu miło z Morim. Demon tylko uśmiechnął się ciepło w głowie już obmyślając plan co nastepnie zrobi i gdzie się spotkają. - Cieszę się - puścił mu oczko. W końcu doszli do domu chłopca. Mężczyzna przyjrzał się i pokręcił głową. - Zamknij przynajmniej dobrze drzwi, to niebezpieczna okolica - powiedział rozglądając się. W sumie nie było tu nic groźniejszego od niego. - D-Dobrze, Obiecuje że zamke się szczelnie. - Powiedział ochoczo chłopiec patrząc zaraz na Moriego, chciał mu się jakoś odwdzięczyć, był taki miły. - M-Może chciałby pan zajść na kawe lub herbatke? - Podszedł do niego bliżej zaraz prowadząc prosto do domu, musiał mu się odwdzięczyć. - Oh nie chciałbym ci przeszkadzać, jednak nie powiem. Chętnie spędziłbym z tobą jeszcze troszkę czasu - powiedział i poszedł za nim.- Zrobimy tak, ty idź weź ciepłą kąpiel - Pogłaskał blondynka po głowie. - A ja nam przygotuje herbatę, poradze sobie. - Gdy chłopiec mu pokazał gdzie trzyma paczuszkę z herbatą i kubki Mori pogłaskał go po głowie.
- No uciekaj, jesteś lodowaty, a ciepła kąpiel dobrze ci zrobi - Pstryknął go delikatnie w nosek. W duchu już zacierał ręce, nie wiedział, że aż tak dobrze mu pójdzie. -


Dobrze.. - Szepnął cichutko zielonooki jak oczarowany, może to przez to że był przy nim Mori, czy może dlatego że w końcu nie jest sam tylko z kimś. Powiesił płaszcze swój jak i mężczyzny po czym poszedł do łazienki nalewając od razu do wanny gorącą wodę. Mężczyzna zrobił herbatę i kilka kanapek by chłopiec zjadł coś przed snem. Ten mały, już jadł mu z ręki. - Nie spiesz się. Poczekam na ciebie. - Powiedział pukająć do drzwi łazienki i sprawdzając czy chłopiec go słyszy. - Poczekam w kuchni. - Wrócił do kuchni i usiadł na krześle rozglądając się. Bardzo ubogo chłopiec mieszkał. To smutne... Mimo że chciał jego krwi i ciała nie znaczyło, że wiedział w jak złych warunkach chłopak musi mieszkać. Year jeszcze szybko sie umył, wytarł i założył swoją standardową piżamke w króliczki. Wyszedł z łazienki i od razu powędrował do kuchni, myśl że ktoś na niego czeka bardzo go uszczęśliwiała. Usiadł obok mężczyzny rumieniąc się mocno, był taki przystojny ale przecież, na pewno nie zwróciłby nawet na niego uwagi. Ehh.. nasz Biedny blondynek nawet nie zdawał sobie sprawy jaki jest uroczy i śliczniutki. - Dziękuję. - Szybko cmoknął go w policzek znów się rumieniąc. Mężczyzna zlustrował go wzrokiem z aprobatą. Urocze stworzenie, z tym musiał się zgodzić, blodn włoski, zielone śliczne oczka, a ta piżamka sprawiała ,że wyglądał słodko i niewinnie a zarazem kusząco. - Zjedz kolację. Nie powinieneś zapominać o posiłkach a założe się, że nie jadłeś jeszcze - pogroził mu palcem. - To mój numer telefonu i adres. Jakby coś się działo, lub po prostu będziesz chciał porozmawiać nie krępuj się i dzwoń - Pogłaskał go po głowie.
- Dobrze? Obiecasz mi to? Wiem, że się nie znamy, ale po prostu nie mogę cię tak zostawić, jesteś uroczym stworzonkiem nie chce by coś ci się stało -uśmiechnął się miło jednak w duchu miał ochotę wziąć go tu i teraz. Był dobrym aktorem, to trzeba było mu przyznać. - Dobrze. - Szepnął chłopiec biorąc kęsa kanapki, tym samym wziął numer telefonu mężczyzny i z zapałem kiwnął główką. -Obiecuje że będę dzwonić i będę się pilnować. - Powiedział zadowolony chłopiec, Mori był na prawdę miłym mężczyzną, i do tego jak bardzo przystojnym. - Dobrze, cieszy mnie to bardzo - Wypił herbatę do końca wstając powoli. - Ja już się będę zbierał, zamknij drzwi i okna, nie chce żebyś się przeziębił króliczku. - Podszedł do drzwi. - Mam nadzieję, że jeszcze nie raz uda nam się porozmawiać. Śpij dobrze - Ucałował chłopca w czoło i wyszedł, jednak poczekał aż chłopak zamknie dokładnie za nim drzwi. Jeśli coś by mu się stało to straciłby całą zabawę prawda? - Dobrze, zrobie wszystko o co pan prosi. - Zachichotał rozkosznie gdy tylko mężczyzna spojrzał się na niego. - Też bym tego bardzo chciał. - Zarumienił się mocno czując pocałunek na czole, jego serce wręcz się rwało. Gdy tylko mężczyzna wyszedł Zamknął drzwi na klucz, to samo zrobił z oknami i poszedł spać. Demon Wrócił do swojej rezydencji. Nie było po co tu czekać, chłopiec poszedł spać. Następnego dnia czekał na telefon, wiedział, że zadzwoni. Bez powodu, ale chłopiec na pewno się odezwie. - Już niedługo skosztuję tego słodkiego aniołka. - Mruknął upijając łyk wina z kieliszka.

piątek, 7 listopada 2014

10. Dziwne Uczucia. The End ~

Pisząc ten rozdział.. płakałam, mam nadzieje że wyczujecie tu jak dużo serca włożyłam w pisanie go. Miłego czytania. Czytając słuchajcie tego. : https://www.youtube.com/watch?v=QdDwdrKSXhc

Kire i Aoi. ~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

I tak minęły kolejne miesiące spędzone w towarzystwie Leo, Andrew strasznie się cieszył że jest z demonem chodź kiedyś tak je potępiał. Właśnie siedzieli przed telewizorem w ich wspólnym pokoju oglądając jakiś Horror, ku zaskoczeniu białowłosego, to czarnoksiężnik bardziej bał się oglądać film niż on sam. - Haha, kochanie, to tylko film. - Zaśmiał się miło dla ucha niebieskooki spoglądając na twarz trochę uspokojonego Leo. - Jesteś demonem - czarnoksiężnikiem. Nic straszniejszego od ciebie nie ma. - Leo spojrzał na swojego kociaka spodełba, wziął to za uraze no ale, przyzwyczaił się do takiego typu słów. Dobrze wiedział że jego maluch tak naprawdę tylko się z nim droczy. Zgarnął zabłąkany czarny kosmyk niebieskookiego cofając mu go za ucho. Ostatnio zauważył, że Andrew stał się milszy, ba, nawet czulszy. A do tego również w nich obu zaszły zmiany z zewnątrz jak i wewnątrz. Niebieskooki był bardziej dojrzalszy, miał dłuższe włosy które były od niedawna koloru białego oraz krótką grzywkę dodającą mu uroku. Natomiast Leo miał krótko ścięte włosy z grzywką bo to już u niego norma. Andrew przechylił głowę na lewą stronę, a wraz z ruchem jego głowy na lewą stronę poleciał jego warkocz, Leo widząc to nie mógł powstrzymać uśmiechu. Tak bardzo się zmienili przez te ostatnie miesiące. - Może masz ochotę na mały wypad? Ty i ja, jutro wieczorem. - Zagadnął krótkowłosy zgarniając błąkające się białe kosmyki swojego misiaka, który czując nawet jego najmniejszy dotyk spłonął obfitym rumieńcem. - D-Dobrze.. - Zająkał się na czym się złapał. Jeszcze bardziej się zawstydził klnąc w myślach dlaczego tak bardzo musi go kochać. Kiedyś nawet dotyk tak bardzo go nie podniecał jak dziś, teraz wystarczy sam wzrok oraz oczko puszczone w jego stronę od czarnoksiężnika a nasz niebieskooki peszył się jak sarenka. - Czy mi się wydaję, czy jesteś milszy? - W jednej sekundzie znalazł się przy uchu Andrewa szepcząc mu te słowa do ucha, tym samym owiewał jego kark gorącym oddechem sprawdzając tą słodką reakcje. - Z-Zawszee byłem m-miłyyyy .. ! B-Bakaaaa ! - Jęknął cichutko kładąc dłonie na torsie mężczyzny którego odciągnął od siebie. - Robisz to specjalnie! Ale wiesz co, demonie? Też tak mogę. ! - Od czasu do czasu wracał charakterek prawdziwego Andrewa, czego Leo najbardziej się bał. Kiedyś wiedział że Andrew wybucha co chwila, ale teraz, jego maluch był istną tykającą bąbą która nie wiadomo kiedy wybuchnie. Pewny siebie niebieskooki przejechał palcem po kroczu ukochanego od razu wyczuwając jak mu twardnieje. - Haha, zboczeniec. - Polizał go po karku całą dłonią zaczynając masować jego erekcje przez materiał spodni. Słyszał przy uchu sapanie ukochanego, szybko przestał zostawiając mu niedosyt oraz ból w kroczu do póki sobie nie ulży, ale co jak co, wiedział że bez niego jego mężczyzna sobie nie poradzi. Ostatnio zauważył że tylko on potrafił doprowadzić go do orgazmu więc to wykorzystywał. - A teraz przepraszaj. - Zażądał do załamanego Leo który zaczął odczuwać ogromny ból w jądrach, było źle, bardzo źle. - Mówie coś. - Niecierpliwił się. A to był zły znak. Również przez ostatnie miesiące kształcił swą walkę mieczem, oraz wręcz. Od niedawna miał drugą broń, miecz Lucyfera który zdobył mu Leo, do tej pory, nie wiedział jak, ale niech to lepiej pozostanie tajemnicą. Do tej pory nie wiedział kim jest ojciec Leo, wiedział że był demonem, ale za każdym razem gdy się o niego pytał czarnoksiężnik milkł i zmieniał temat udając że wcześniejszego nie było. Powracając do obecnej sytuacji, oglądał z rozbawieniem jak demon chowa resztki godności i mówi. - Mój kochany.. Aaa.. Władco. B-Bardzo Cię przepraszam z-zaaaa, mój idiotyyyzm! - Jęczał od czasu do czasu w zdaniu z bólu. Skorupa Andrewa opadała z każdym kolejnym jego słowem. Dłonią na nowo zaczął masować krocze mężczyzny całując go głęboko, co skończyło się tym że zaraz pod nim leżał na miękkim łóżku. - Tak Bardzo Cię Kocham Leo.. Chciałbym być z tobą na zawsze ale, nie chce być demonem, pomimo tego że Kocham Cię całym sercem, demony nadal sprawiają że mam ochotę albo je zabić, albo siebie. - Westchnął cicho przytulając się do gorącej dłoni ukochanego która go tak czule głaskała po policzku. Leo Chciał coś powiedzieć, nawet otworzył usta kiedy jego wypowiedź została nadana komuś innemu.

- Jeśli tak bardzo chcesz być nieśmiertelny, mogę ci pomóc umrzeć, ale powrócić do życia, będziesz musiał sam braciszku.! Simon, teraz!

Przez okno wleciał Simon, przyjaciel Leo który od niedawna był jakiś rozdrażniony. Leo jeszcze wtedy nie rozumiał jego zachowania, ale teraz, pojął wszystko. Spojrzał na postać stojącą przy drzwiach. Zamarł. - Izabelle?! - Ryknął wściekły przypominając sobie jak przez nią o mało co nie stracił życia Andrew. Wstał z łóżka niemal od razu napierając na dziewczyne która bez trudu uniknęła jego ataku.

- Oh kochanie, przez te kilka miesięcy ćwiczyłam refleks w czeluściach lochów do których mnie posłaliście! - Izzy była cholernie zła, nie rozumiała dlaczego Leo jej nie chce, przecież nic jej nie brakowało. - Mogę ci dać jeszcze jedną szanse Leo! Będziemy szczęśliwą rodziną z dziećmi, ja ci mogę dać wiele, Andrew natomiast nic. ! - Zaśmiała się triumfalnie co bardziej przypominało śmiech psychopaty który wyszedł z psychiatryka. Leo rzucił się na Izabelle łapiąc ją za ramiona.

- Zniszcze Cię, Zginiesz, Umrzesz z mojej ręki ! - Izabelle w to nie wierzyła do póki nie wyczuła tej aury. Przecież.. Taką samą aurę miał.

- Ty jesteś synem L.. ! - W połowie wypowiedzi Leo zmiażdżył dziewczynę w proch, dosłownie. Zanim zdążył spostrzec Andrew i Simon walczyli na śmierć i życie, Simon był demonem więc miał przewagę nad Andrewem który był człowiekiem. Andrew odparł atak Simona zadając mu cios drugim mieczem, Simon tylko się zaśmiał a jego rana szybko się zregenerowała. Białowłosy cofnął się o krok jednak był za wolny, w jednej chwili był w pokoju a w drugiej był za oknem. To były ułamki sekundy kiedy spadał na posadzke zrobioną z kamienia. To była tylko chwila. W jednej czuł otępiający ból który przeszył całe jego ciało, od głowy aż po stopty, najgorszy ból czuł w karku który był złamany.


Otępienie, Strach, Ból, Nienawiść, Złość, Bezradność, Smutek, Senność, Szczęście.

To czuł Andrew do póki nie zamknął powoli oczów. Był taki śpiący a cały jego ból znikał zostawiając za sobą pustkę oraz ciarki które stopniowo przechodziły. Zamknął oczy całkowicie oddając się krainie morfeusza, jednak uśmiechnął się pod nosem zdając sobie sprawę ile miał szczęścia, ile radości, ile miłosci dał i brał od Leo. Teraz może umrzeć z czystym sumieniem, Leo będzie na nowo szczęśliwy z kimś innym, a jego śmierć i tak miała kiedyś nastąpić. Szepnął niemrawo ostatnie słowo które brzmiało. - Dziękuję.. - Po czym jego głowa opadła a w okół jego postaci lśnił szkarłat. Krew która wydobywała się z jego rozwalonej oraz zmiażdżonej głowy, z brzucha którego rana coraz bardziej się otwierała, z rąk, z nóg.. Z niego całego.

Leo nie mógł uwierzyć, nie mógł. Kilka minut zajęło mu przyswojenie że Andrew spadł.. wypadł przez okno. Nie, to Simon go wypchał i był z tego widocznie dumny. Rozejrzał się w około, nie wiedział go. Podszedł do okna mając chodź cichą nadzieje że Andrew żyje, że złapał się czegoś i teraz żyje. Jednak to co zauważył wstrząsnęło nim. - ANDREEEW! - Wyskoczył przez okno znajdując się tuż przy zmasakrowanym ciele. Ten upadek był śmiertelny. Żaden człowiek nie przeżył by takiego ciśniena z 10 piętra, nawet Łowca. Po jego policzkach spływały ogromne łzy które towarzyszyły ogromnemu szlochowi. Drżącą ręką pogłaskał go po już szkarłatnych włosach. - Obudź się Andrew.. P-Pora wstawać.. A-Andrew.. - I ta złudna nadzieja która towarzyszyła jego słowom. W ciągu kilku minut w okół nich zebrała się nie mała grupka ludzi, przyjeciele Andrewa, ich wspólni przyjaciele, widząc ten okropny widok nie obyło się bez płaczu. - Andrew! - Wziął w ramiona bezwładne ciało które z każdą chwilą traciło coraz więcej krwi, oczy już nie były takie lśniące jak lazurowe może, teraz wyglądały jak wyblakły szary. Demon widząc to rozpłakał się na dobre mocniej przytulając trupa. - Ty żyjesz, ty żyjesz, ty żyjesz.. - Powtarzał jak w amoku głaszcząc zwiędczałe ciało które traciło na odporności. Chciał by Andrew żył, ale wiedział że nie chciał być również demonem. Ale musiał złamać tą obietnice, nawet jeżeli Andrew go znienawidzi, nawet jeśli już nie będą razem. Andrew będzie żył, a Leo tylko tyle potrzebował do szczęścia. Wbił kły w kark trupa pijąc resztki krwi, wypijając ją położył Andrewa na ziemię całując go zaraz mocno. Zrobił w swoim brzuchu ranę z której zaczęła wypływać krew, lecz nie przez ranę tylko przez usta. Tym sposobem oddał połowę swojej krwi białowłosemu. Cofnął się do tyłu wycierając usta od resztek krwi. - Niech niebo z piekłem sklepi się w jedno. Niech Lucyfer pożąda życia twego, niech Razjel ochrzci twą duszę. Niech piekło przyjmie twe katusze! - Ryknął na cały głos, jak mówił tak się stało, niebo przybrało czerwoną barwę a na niebie pokazały sie dwaj mężczyźni. - Lucyfer, Razjel. Ojcze użycz mi tej siły. ! - Lucyfer kiwnął głową potwierdzająco a jego czarne oczy otworzyły się niebezpiecznie celując jednym ze swoich promieni w ciało Andrew, Razjel natomiast skierował złoty promyk światła na białowłosego. Oboje zaczęli modlitwę która sprawiała że Andrew przybierał koloru, jego rany się sklepiały, krew Leo zaczęła krążyć w jego żyłach a on powoli się wybudzał.

To było jak sen. Najpierw znajdował się w pustce która wcale mu nie przeszkadzała. Było mu dobrze. Jednak to nie potrwało za długo. Kolejna dawka bólu. Poruszył się nie spokojnie zaraz krzycząc na całe gardło, zaczął walić pięściami gdzie popada chcąc się pozbyć tego uczucia. Czuł metaliczny smak w ustach. To była krew. Krzyczał jeszcze głośniej na co Lucyfer uśmiechnął się triumfalnie oddając władzę nad chłopcem swojemu synowi, Leo. Andrew otworzył powoli oczy a jego serce biło jak szalone co nie było miłym uczuciem, pierwsze co zauważył to Leo. Uśmiechnął się delikatnie całkowicie opuszczając złość, był żywy. Zamknął oczy uśmiechając się by jutro przyjąć bolesną prawdę.

- Kochanie wstawaj.. - Szepnął miękkim głosem Leo do ucha Andrewa całując go w zaróżowiały policzek. Andrew tylko mruknął coś niemrawo siadając powoli, pomimo tego że nie miał ran, nadal odczuwał jakby nie zniknęły. - Czas bym powiedział ci coś ważnego. Jednak, najpierw się ubierz. Mam dla ciebie niespodzianke. - Uśmiechnął się delikatnie na co białowłosy tylko kiwnął głową potwierdzająco. Wstał powoli z łóżka łapiąc się ściany. Widział pustke. Nic nie widział. Był ślepy, wczoraj przy obudzeniu się mógł przez chwilę ujrzeć twarz ukochanego która na zawsze pozostanie mu w pamięci. Uśmiechnął się pod nosem spoglądając żywym spojrzeniem na ukochanego, Leo tylko uśmiechnął się smutno podchodząc do Andrewa. - Leo.. odprowadzisz mnie do łazienki? Muszę się umyć. - Szepnął cicho szukając po omacku dłoni męzczyzny która znalazła jego i splotła ich palce razem. Jego maleństwo nie widziało, jednak nadal się uśmiechało. Też będzie twardy dla swojego małego kociaka. Objął go jedną ręką w pasie prowadząc w stronę łazienki. Odkręcił wodę pod prysznicem pomagając białowłosemu się rozebrać. - L-Leo.. - Szepnął cichutko Andrew dłońmi błodząc po twarzy demona, palcem przejechał po jego wargach delikatnie je całując. Mógł sobie teraz tylko wyobrazić jak Leo wygląda, chodź znał każdy skrawek jego ciała, czuł jakby poznawał go na nowo. Rozebrany wszedł pod prysznic dłońmi szukając po omacku gąbki, Leo nie mógł wytrzymać tego widoku. To było nie fair. Dlaczego Andrew musiał cierpieć za nie swoje krzywdy? Po jego polikach po raz kolejny spływały łzy, jego maluch był bezradny, a jego żywe oczy pomimo tego że nadal odzwierdziedlały lazurowe może, były puste z czego zdawał sobie sprawę. Wystarł łzy podchodząc do swojego maleństwa. - Głupiku, wystarczyło poprosić. - Wziął w dłonie gąbke zaczynając myć roześmianego Andrewa który nie pokazywał po sobie słabości oraz smutku który mu towarzyszył. Pamiętał swój pierwszy szok gdy zrozumiał że Andrew będzie ślepy. Po przemianie Andrewa, kiedy jego kociak zasnął zaniósł go do ich pokoju. Tej samej nocy Andrew się obudził, chciał pójść po coś do picia jednak skończyło się na tym że po otworzeniu oczu był spanikowany, jednak szybciej przyswoił fakt że nic nie widzi od Leo który całą noc nie przespał obwiniając się za wszystko. Jednak Andrew żył, to się tylko liczyło. Gdy skończył myć zaśmianego po uszy białowłosego pocałował go w policzek co skończyło się mocnym rumieńcem. - Idiota. - Wytkał język ukochanemu dając się wyprowadzić z pod prysznica oraz wytrzeć. Leo owinął go ręcznikiem w okół bioder niosąc do pokoju w którym wybrał mu ciuchy. - L-Leo.. czy to znaczy.. że nie mogę już walczyć? - Szepnął cicho Andrew siedząc już ubrany w objęciach swojego mężczyzny. - Nie wiem kochanie.. Raczej nie. - Szepnął cicho, wiedział że Andrew od małego uczył się walki mieczem by móc obronić swoich bliskich co teraz było nie wykonalne. Teraz Andrew musiał by zacząć od początku, a to by było dla nich obu ogromnym bólem psychicznym. - Dobrze wiedzieć.. - Udawał twardzego chodź w środku nie wytrzymywał tego wszystkiego, jednak myśl że Leo już zawsze będzie obok niego napawała go szczęściem. Podniósł pusty lecz żywy wzrok w stronę głosu uśmiechając się czule, jednak nie dał rady ukryć łez które spływały po jego policzkach. - Dziękuję Leo. Tak bardzo Ci dziekuję.. - Przytulił się do torsu ukochanego zamykając oczy oraz ciesząc się tą chwilą. Tym że są razem. Leo widząc jego łzy z trudem powstrzymał swoje, objął go mocniej przytulając do siebie by zaraz pocałować głęboko. Nie miał powodu do smutku, byli szczęśliwi i o to cały czas chodziło. Andrew odwzajemnił pocałunek głaszcząc czarnoksieżnika po włosach które tak uwielbiał, całego go uwielbiał. Jednak szybciutko się od niego oderwał uśmiechając się szczerze. - To co z tą niespodzianką? Jeśli to znów będzie jakaś lolitkowa sukienka to cię zabije demonie. - Prychnął niczym kociak przypominając sobie ich *wieczór uniesień. Leo nie mógł powstrzymać śmiechu, jego kociak nic się nie zmienił z czego cieszył się ogromnie. - Ah, zniszczyłeś mój plan. No ale, to nie to. - Wziął go na ręcę wychodząc z pokoju, ruszył z nim w stronę wyjścia. Białowłosy poczuł powiew wiatru więc tylko mocniej wtulił się w kark mężczyzny który szedł przed siebie z uśmiechem na ustach. - Jaka jest pogoda Leo? - Było ciepło jednak wiatr był już ciut zimniejszy. Wieczór? Tak, to był wieczór. Ptaki już tak nie śpiewały jak rano a wiatr był spokojniejszy. - Wieczór kocie. - Niebieskooki uśmiechnął się triumfalnie, zgadł. Zaraz poczuł pod sobą krzesło na którym usiadł wygodnie, już nie czuł bliskości Leo więc zaczął panikować. - Leo? Leo?! - Jego oddech przyśpieszył ale szybko poczuł przy sobie to kojące ciepło. - Jestem tu maleńki, jestem. Siedzę obok ciebie, nie bój się. - Andrew odetchnął z ulgą uśmiechając się delikatnie. - Przepraszam że jestem dla ciebie ciężarem.. - Leo tylko prychnął czochrając mu włosy które tak śmiesznie się ułożyły. Nie mógł powtrzymać miłego uśmiechu. Jego maluch był rozkoszny. - Nie jesteś.. Nawet tak nie myśl kochanie. - Miał pewność tego co robi. Chciał na zawsze pozozstać obok Andrewa nawet jeśli miałby sie nim opiekować wiekami, to będzie to robił, ponieważ to będzie dla niego największe szczęście w życiu. Puścił dłonie białowłosego który przechylił głowę na bok, słyszał go przed sobą, ale nie wiedział co takiego robi. Jednak to co nastąpiło wstrząsnęło nim ogromnie.

- Wyjdziesz za mnie? - Leo klęczał przed zdziwionym chłopakiem którego te słowa strasznie wzruszyły. Po policzkach chłopaka zaczęły płynąć łzy a on sam rzucił się prosto w ramiona ukochanego szepcząc szczęśliwy. - Tak.. - Leo nie mógł uwierzyć, założył na palec swojego malucha pierścionek całując go głęboko co Andrew przyjął z pomrukiem. Chwilę tak trwali w ciszy, przytuleni do siebie, całujący się, jakby nic innego nie istaniało. Leo jako pierwszy oderwał się od swojego maleńkiego kociaka obejmując go jak skarb którym dla niego był. - Andrew.. chce ci opowiedzieć o sobie. Jestem synem Lucyfera, proszę nie znienawidź mnie. Kocham Cię ponad swoje nieśmiertelne życie i nie chce byś czuł do mnie uraze bądź wstręt. - Szepnął cicho patrząc na chłopaka który tylko kiwnął przecząco głową uśmiechnięty. - Też Cię Kocham Leo, i nie obchodzi mnie to, że jesteś synem Lucyfera. Kocham Ciebie, i to tobie oddałem się cały, i nie zmienie swojej decyzji nigdy. - Czarnoksieżnik uśmiechnął się czule głaszcząc policzek swojego maleństwa szepcząc cicho.- Kocham Cię Andrew, nie ważne że nie widzisz. Ja będę twoimi oczami, a moje serce zawsze będzie twoje. Zawsze będę Cię Kochał, nawet jeśli kiedyś mnie znienawidzisz.. Musisz też wiedzieć, że żeby cię uratować.. zamieniłem cię w demona. - Tego najbardziej się bał powiedzieć, na początku Andrew był szczęśliwy jego wypowiedzią, zaraz jednak wściekły, a potem zażenowany. Westchnął głęboko śmiejąc się zaraz miło dla ucha - Wiem to Leo, zdążyłem się zorientować. Nie zerwe z tobą ani nic, ale nie będzie seksu przez kolejne kilka tygodni. - Uśmiechnął się uroczo jednak w tym uśmiechu było coś mówiącego że jeśli jeszcze raz Leo wspomni że Andrew jest demonem zabije go na miejscu. Teraz byli razem, szczęśliwi. Tylko to się liczyło, bo w końcu miłość jest najważniejsza i każdy kiedyś na nią trafi..

Andrew w białych włosach.